Kontynuuj W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w "Polityce Cookies".
www.okolicenajblizsze.pl
Komentuj artykuły.     Wyraź swoją opinię.     Dyskutuj z innymi!!      Korzystaj z komentarzy! 

 

  Czwartek, 24 Marzec 2016   Imieniny: 
START / Aktualności / XI Turniej Niezrzeszonych – to już jest koniec A A A     
al|2009-03-09 09:54:53  
Computec mistrzem!

Do ostatecznego ustalenia poszczególnych miejsc w tabeli XI Turnieju Halowej Piłki Nożnej dla Niezrzeszonych potrzebne były aż 133 spotkania. Ostatnie z nich zakończyło się w sobotę 7 marca tuż po dziewiętnastej.

            Już od tygodnia było wiadomo, że to Computec obroni mistrzowski tytuł, a drugie miejsce przypadnie drużynie BGJ-Trafica. Niewiadomo było natomiast, kto zajmie ostatnie miejsce na pudle. Szansę miały trzy drużyny: Axis, Tombud oraz Studio. W najlepszej sytuacji było właśnie Studio, bowiem wszystko zależało wyłącznie od jego zawodników. Natomiast Axis i Tombud musiały liczyć również na potknięcia rywali.
            Pierwszy na parkiet wyszedł Axis po którym było widać, że zrobi wszystko, żeby nie znaleźć się tuż za podium, jak to miało miejsce rok wcześniej. I faktycznie zrobili wszystko co w ich mocy – ograli Keri 0:2. Pierwszą bramkę, strzałem zza połowy, zdobył w szóstej minucie Paweł Wierbik. Kopnięta przez niego piłka przetoczyła się przez pół boiska mijając wiele nóg zawodników obydwu drużyn i ostatecznie utkwiła w bramce strzeżonej przez Ireneusza Rzepkę. W drugiej połowie meczu Keri dłuższymi chwilami naciskało bardzo mocno, ale bramki nie udało się zdobyć. Ale udało się komputerowcom. Na pięć minut przed końcem wynik spotkania ustalił Wojciech Kucharski, dla którego było to szesnaste trafienie w turnieju. Axis zrobił swoje, a zawodnikom tej drużyny pozostało jedynie trzymanie kciuków za Tombud, który miał walczyć pół godziny później ze Studiem Efekt. Pozostawała wątpliwość, czy ekipa Tombudu będzie miała wystarczająco wiele motywacji, bowiem wygrana Axisu przekreśliła szansę tej drużyny na trzecie miejsce. Wychodziło więc na to, że Tombud musiałby pomóc drużynie, która właśnie pozbawiła go szans na podium.
            Ale obawy były bezzasadne, bowiem Tombud walczył bardzo zaciekle i ambitnie. Studio zresztą również. W efekcie było to jedno z lepszych spotkań w całym turnieju. Wynik otworzył w 5 minucie Mariusz Hoffman, ale po stu sekundach był już remis – bramkę dla Tombudu strzelił Tomasz Olechnowicz. Było w tym trochę szczęścia, bo piłka „poobijała” się po drodze od innych zawodników zanim wpadła do siatki. Remis utrzymał się dosłownie przez chwilę. W ósmej minucie gola dla efekciarzy zdobył Mariusz Popielecki. Minutę później swoje drugie trafienie zaliczył M. Hoffman. Uderzona przez niego piłka przeleciała pomiędzy nogami Tomasza Sielickiego, który tego dnia bronił bramki Tombudu. Dwubramkowe prowadzenie, z jakim schodzili na krótką przerwę zawodnicy Studia, było nie w smak ekipie Axisu, która siedząc na trybunach bardzo przeżywała całe spotkanie. Przebieg drugiej połowy na pewno ich nie pocieszył. Tombud co prawda atakował, ale robił to chyba nieco zbyt szybko, a przede wszystkim za nerwowo, a to musiało się kończyć niecelnymi podaniami. Ale nerwowość udzielała się również efekciarzom, którzy pozwalali sobie na zbyt wiele, czego konsekwencją były „łapane” przewinienia. Na sześć minut przed końcem mieli ich już trzy i tylko kwestią czasu było popełnienie kolejnych, które skutkowały rzutami karnymi. Tak też się stało. Na trzy minuty przed końcem karnego wykorzystał T. Olechnowicz. Kilkadziesiąt sekund później syrena zawyła po raz kolejny. Tym razem w bramce studia stanął M. Hoffman. To było świetne posunięcie – ku rozpaczy Tombudu i Axisu strzał został obroniony. Ocalone zostało również zdrowie kierownika Studia Arkadiusza Królikowskiego, który przez cały mecz przechadzał się nerwowo wzdłuż ławki rezerwowych powtarzając co chwilę – zawał, zawał. Do końca spotkania nikt nie zdołał już strzelić bramki i po ostatniej syrenie Studio mogło zatańczyć na parkiecie przyjmując jednocześnie gratulacje od swoich przeciwników – piękny widok.
 
 
 
 

Fragmenty spotkania Tombud – Studio (3,33 min. 7,9 mb)
 
 
            W ostatniej kolejce chciał wygrać każdy, niezależnie od tego czy walczył o czołowe miejsca, czy jak to ktoś określił o czapkę śliwek. Również Piekarnia bardzo chciała, ale nie wyszło. W swoim ostatnim meczu uległa wyraźnie Seco Warwick 1:4. Był to mecz o którym można powiedzieć, że to spotkanie bez historii. Seco zrobiło swoje (2 bramki zdobył Paweł Sot), a piekarze nie byli w stanie odpowiedzieć niczym więcej poza golem Damiana Krawczyka. Oczywiście, jak to było w niemal każdym spotkaniu „białych koszul”, nie zabrakło entuzjazmu i góry optymizmu, ale to nie wystarczyło żeby chociażby zremisować. Seco dzięki zwycięstwu wróciło na czwarte miejsce w grupie B wyprzedzając Kico, które w ostatniej kolejce pauzowało. Piekarze zajęli ostatecznie przedostatnie miejsce. Dla nich chyba najważniejsze było to, żeby nie zostać czerwoną latarnią.
            To niezbyt zaszczytne miano przypadło elektrykom, którzy, żeby rzutem na taśmę opuścić ostatnie miejsce w tabeli, musieli wygrać w sobotę z Żar-Oil i liczyć na porażkę piekarzy. O ile drugi warunek został spełniony, to z pierwszym poszło już gorzej, choć elektrycy bronili się dzielnie. Pierwszą bramkę olejarze zdobyli dopiero minutę przed przerwą. Jej zdobywcą został Łukasz Piasecki, dla którego była to pierwsza bramka w turnieju. Trzy minuty po przerwie podwyższył Mariusz Rejman (również pierwszy gol), a w dziewiętnastej minucie swoją drugą bramkę zdobył Ł. Piasecki. Na 120 sekund przed końcem Enea zdołała zdobyć gola, ale to było wszystko na co było ją stać i ostatecznie skończyło się na 1:3. Ale wynik mógł być zupełnie inny. Gdyby Adam Szwer zdołał strzelić dwa wykonywane przez siebie karne, to padłby remis. Z drugiej strony olejarze również spartolili wiele okazji, jednak w ostatecznym rozrachunku byli lepsi. Enea musiała po raz kolejny przełknąć gorycz porażki i pogodzić się z ostatnim miejscem – na kogoś musiało paść. Ale bez wątpienia elektrykom należy się szacunek za ich chęci i ambicję. Za to, że nie odpuścili żadnego spotkania, choć w drugiej fazie turnieju w ich szeregach pozostali jedynie najbardziej wytrwali.
            Ciekawym meczem, który momentami wyglądał jakby od jego wyniku zależało mistrzostwo świata, było spotkanie Spricka z Elterma. Już przed tym pojedynkiem wiadomo było, że to rowerzyści zajmą pierwsze miejsce w grupie B, a Elterma drugie. Jednak tym drugim bardzo zależało na pokonaniu rywala. I to się udało – Elterma rozstrzygnęła pojedynek na swoją korzyść 3:5. Co ciekawe wszystkie bramki padły w ostatnich dziewięciu minutach spotkania. Najpierw po bramkach Macieja Sudnika i Tomasza Kujawskiego Elterma wyszła na dwubramkowe prowadzenie. Odpowiedź rowerzystów była błyskawiczna – trafienia Michała Garbowskiego i Mariusza Krasuckiego sprawiły, że mecz zaczął się praktycznie od początku. W 22 minucie Elterma po raz drugi w tym spotkaniu wyszła na prowadzenie (M. Sudnik), ale po kilkunastu sekundach był remis (znów M. Garbowski). Jednak ostatnie dwie minuty należały do Eltermy. Bramka Sebastiana Hirscha oraz T. Kujawskiego dały ich drużynie prestiżowe zwycięstwo.  Można „gdybać” co by było, gdyby Sprick miał od początku turnieju w swoim składzie Michała Garbowskiego. Prawdopodobnie, rowerzyści drugą fazę rozegraliby w zielonej grupie. Dowód? W zaledwie sześciu spotkaniach M. Garbowski zdobył siedemnaście goli. Nikogo nie trzeba przekonywać, że to znakomity wynik. Sprick powtórzył swój ubiegłoroczny wynik – zwyciężył w grupie B. Natomiast Elterma zaliczyła spory skok. Rok temu była przedostatnia, a w tym została wiceliderem czerwonej grupy – całkiem nieźle.
            Meczem który zakończył XI Turniej, było spotkanie Computeca z Vivą. Computec zagrał już jako mistrz, ale niestety nie do końca tak, jak na mistrza przystało. Zawodnicy podeszli do spotkania na luzie. Jak się okazało na zbyt dużym, bowiem mecz przegrali 1:3, dając tym samym foliarzom (zdobyli pierwsze punkty w rundzie finałowej), niesamowitą radość i satysfakcję z tego, że zostali jedyną drużyną, która dwukrotnie pokonała mistrza! Co prawda to Computec prowadził po strzale Sebastiana Chudego w szóstej minucie, ale satysfakcja trwała tylko sześćdziesiąt sekund, po których wyrównał Artur Macul. Tuż przed przerwą drugiego gola dla Vivy z rzutu wolnego zdobył Andrzej Puchacz. W 21 minucie Computec został dobity przez A. Macula. Przegrana niespecjalnie zmartwiła mistrzów, którzy po kilkunastu minutach odebrali puchar za pierwsze miejsce w turnieju. Vivie zwycięstwo, poza satysfakcją, nic nie dało – pozostała na szóstym miejscu.
 
            Poza pucharami dla najlepszych drużyn, wręczono również dwie nagrody indywidualne. Najlepszym bramkarzem turnieju wybrany został Henryk Giecołd. Innego wyboru być nie mogło, bo to właśnie bramkarz Studia Efekt najrzadziej musiał wyciągać piłkę z siatki – zaledwie 21 razy. Tym samym potwierdził swoją formę sprzed roku, kiedy to również został najlepszym bramkarzem. Po rozdaniu nagród powiedział, że nie ma zamiaru poprzestać na dwóch wygranych. Zapowiedział, że chce być lepszy niż… Adam Małysz, który Kryształową Kulę zdobywał czterokrotnie (w tym trzy razy z rzędu). Jak na razie jest na dobrej drodze. Najskuteczniejszym strzelcem został oczywiście Janusz Obuchanicz (Viva-Folie) – zdobywca 33 goli. To właśnie on za swoje osiągnięcie otrzymał puchar dla najlepszego snajpera, ufundowany przez naszą redakcję.
 
            Na koniec kilka słów o paru drużynach. Oczywiście wielki szacunek dla Computeca, który będąc pod presją obrońcy tytułu podołał zadaniu i drugi raz z rzędu sięgnął po trofeum. Nie wszystkim styl gry prezentowany przez zawodników Computeca się podobał, ale nie zmienia to faktu, że byli oni najbardziej skuteczni – nie ma wątpliwości, że na tytuł zasłużyli. Wielkie gratulacje!
            Na uznanie zasłużyła również BGJ-Trafica, która potrafiła się podnieść po początkowych niepowodzeniach i stracie kilku zawodników. Walczyła do końca wierząc w sukces i go osiągnęła. Bo przecież wicemistrzostwo Świebodzina właśnie tak powinno być traktowane. Gdy się weźmie pod uwagę, że w ubiegłym roku BGJ była zaledwie szósta, to aż strach pomyśleć, co w kolejnej edycji turnieju będzie wyprawiać ta drużyna – progres jest niesamowity, a i apetyt na tytuł gigantyczny. Jeżeli uda im się utrzymać tę ekipę, to Trafica dostarczy jeszcze kibicom wiele emocji.
Tak samo jak Studio Efekt, które w tym roku musiało ustąpić miejsca BGJ na drugim stopniu podium. Ale po minach efekciarzy widać było, że trzecie miejsce i tak bardzo ich cieszy. I słusznie – to również duże osiągnięcie pozostawić w polu jedenaście innych drużyn, tym bardziej, że „pudło” zostało przypieczętowane dopiero w ostatniej kolejce. Czy w przyszłym roku uda się powtórzyć sukces? Całkiem prawdopodobne – rok temu było drugie miejsce, teraz trzecie, to za rok może pierwsze?
            Szkoda Axisu, bo walczył dzielnie do samego końca – zabrakło niewiele, a to zawsze boli. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby kadra komputerowców liczyła więcej niż dziewięciu zawodników, to ta drużyna stanęłaby na podium. Może…
            Tak samo można gdybać, czy to, że w ostatnim meczu Tombudu nie wystąpił najskuteczniejszy strzelec tej drużyny Tomasz Traczyński sprawiło, że ekipa przegrała mecz ze Studiem. Ale to spotkanie było w sumie bez większego znaczenia. O piątym miejscu Tombudu zadecydowała pierwsza część turnieju, gdzie ubiegłoroczny zdobywca trzeciego miejsca radził sobie o wiele gorzej niż sam zakładał, rozczarowując przy okazji swoich kibiców. W rundzie finałowej zagrał już na takim poziomie do jakiego przyzwyczaił nas w latach poprzednich. Ale było już za późno. Jeżeli w przyszłym roku chcą być wyżej, to chyba muszą pomyśleć o odmłodzeniu drużyny – natury nie da się oszukać. Choć z drugiej strony, dlaczego grupa dojrzałych facetów, będących na dodatek dobrymi kumplami, nie ma dla satysfakcji próbować swoich sił w turnieju przy okazji dobrze się bawiąc? Tylko w takim przypadku trzeba chyba zrezygnować z marzeń o najwyższych laurach. Ale to już zawodnicy Tombudu sami muszą zadecydować o tym co jest dla nich ważniejsze.
            Trochę rozczarowała Viva, która tak świetnie radziła sobie w pierwszej rundzie. Później zabrakło pary. Natomiast ostatnie miejsce Keri w grupie A nie jest wielkim zaskoczeniem. Panowie zagrali na tyle ile starczyło sił i umiejętności – nie powinni być rozczarowani, bo na nic więcej nie było ich po prostu stać.
            Może lepiej od nich poradziłby sobie Sprick, gdyby załapał się po pierwszej rundzie do zielonej grupy? Szkoda, że mu się nie udało. Mogłoby być całkiem interesująco.
            Ciekawą drużyną był Żar-Oil, który debiutował w turnieju. Trzecie miejsce tej ekipy w czerwonej grupie, jest przyzwoitą pozycją. Zapewne sami zawodnicy liczyli na nieco więcej, ale zabrakło trochę szczęścia i mocnych nerwów. Momentami było widoczne zbyt mocne „podpalanie się”, które często było karcone. Jeżeli w przyszłym roku olejarze zdecydują się wystawić swoją drużynę, to mają szansę powalczyć o lepszą pozycję. Piotr Żarski już teraz powinien namawiać Łukasza Jastrzębskiego żeby zagrał od pierwszej rundy.
            Uśmiech na twarzy kibiców będzie się zapewne pojawiać na samo wspomnienie piekarzy. Niemal w każdym ich spotkaniu panował chaos, który momentami był twórczy, a na pewno bez przerwy radosny. Nie było chyba drugiej takiej drużyny, która czerpałaby tak jawnie okazywaną radość z samego grania. Stracona bramka nie była wielkim problemem. Pewnie, że nikt nie lubi jej tracić, ale co tam, gramy dalej. A jeżeli udało się strzelić, to dopiero był szał radości. I nie ważne, że w tym momencie były jeszcze cztery bramki „w plecy”. Mamy nadzieję, że wystąpią w kolejnym, dwunastym już turnieju.
            Zresztą liczymy na to, że jesienią tego roku zgłoszą się te same drużyny, które rywalizowały w tym sezonie, a do nich dołączą kolejne.
 
 
Liczby turnieju:
 
133 - tyle rozegrano spotkań
3192 – tyle minut trwały wszystkie spotkania
456 – tyle minut każda z drużyn spędziła na parkiecie
651 – tyle bramek strzelono we wszystkich spotkaniach
33 – tyle bramek strzelił Janusz Obuchanicz, co daje 1,7 bramki na jeden mecz
17 - tylu zawodników zdobyło dziesięć i więcej bramek
131 - tylu zawodników zdobyło chociaż jedną bramkę
108 – tyle bramek straciła drużyna Piekarnia Balcewicz (najwięcej)
21 - tylko tyle bramek straciło STUDIO EFEKT (najmniej)
66 - tyle bramek strzelili zawodnicy drużyny Sprick Rowery (najwięcej)
18 – tyle bramek strzelili zawodnicy Enei (najmniej)
12 – tyle bramek (najwięcej) strzelono w trakcie regulaminowych 24 minut spotkania - sytuacja powtórzyła się w dwóch meczach Viva – Piekarnia (11 kolejka - 10:2) oraz Sprick – Seco (5 kolejka finałowa10-2)
1 – tylko tyle spotkań zakończyło się bezbramkowym remisem (10 kolejka Axis – Studio)
30 – tyle wykorzystano rzutów karnych
173 - tylu zawodników zgłoszono do udziału w Turnieju
Powrót
KOMENTARZE
marko|2009-03-09 11:47:02
jak dla mnie to mecz tombud-studio był najlepszym jaki widziałem podczas turnieju. ale wszystkich nie oglądałem. szkoda że tombudziaki nie wskoczyli na podium
Wydawca Portalu Regionalnego Okolicenajblizsze.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi użytkowników Forum.
Zgłoś naruszenie regulaminu
Aby pisać komentarze musisz być zalogowany.
Jeżeli jeszcze nie posiadasz konta zapraszamy do rejestracji.
START   |   AKTUALNOŚCI   |   REKLAMA   |   KONTAKT   |   
 Wszelkie prawa zastrzeżone. Copyright © Okolicenajblizsze.pl
Powiadom znajomego