Falstartem raczej nazwać tego nie można, ale kto oczekiwał, że wiceliderująca Pogoń pokona dziewiątą po rundzie jesiennej drużynę z Oławy, może czuć się nieco rozczarowany. W dzisiejszym spotkaniu (19 marca) otwierającym rundę rewanżową, świebodziński trzecioligowiec zremisował na wyjeździe 1:1.
Pierwsza odsłona spotkania należała do zawodników Pogoni. To oni prowadzili grę, dłużej utrzymywali się przy piłce i częściej zapuszczali się w okolice pola karnego gospodarzy. Potwierdzeniem przewagi była bramka, która goście zdobyli w dwudziestej minucie. Właśnie wtedy Tomasz Puncewicz, nowy nabytek Pogoni, zrobił to co do niego należy. Po otrzymaniu prostopadłego podania znalazł się w sytuacji „sam na sam”. Na szczęście nie zagrał z „ułańską fantazją”, ale spokojnie minął bramkarza i strzelił do pustej bramki.
Po objęciu prowadzenia podopieczni Rafała Wojewódki nie spoczęli na laurach i nadal atakowali stwarzając kolejne sytuacje. Najdogodniejszą miał Tomasz Pawlak, który tym razem się nie popisał. On również pędząc na bramkę gospodarzy miał przed sobą jedynie golkipera, ale niestety „zaplątał się” z piłką i trafił w bramkarza. Jego indywidualizm tym razem nie był górą, bowiem akcję mógł rozegrać zupełnie inaczej. Gdyby zamiast strzelać podał w bok do będącego na czystej pozycji T. Puncewicza byłoby 2:0, a wówczas mecz byłby już „ustawiony”.
W drugiej połowie rywal zaatakował zdecydowanie, dążąc do szybkiego wyrównania. Ku rozpaczy przyjezdnych ta sztuka mu się udała. Już w trzy minuty po przerwie był remis. Jeden z piłkarzy Oławy nie zmarnował sytuacji „sam na sam” i pokonał Michała Hajdasza, choć ten był bliski „bramkarskiego nieba” – obronił nogami, jednak piłka odbiła się niefortunnie i wtoczyła się do bramki.
Pomimo tego, że do końca spotkania pozostało jeszcze sporo czasu, żadna z drużyn nie stworzyła już stuprocentowej sytuacji i więcej bramek na obiekcie w Oławie nie oglądano. Gdyby jednak padła, to uczciwie trzeba przyznać, że to gospodarze bardziej by na nią zasłużyli.
- Na drugą połowę wyszliśmy ospali, tak jakbyśmy ten mecz już wygrali. Troszeczkę brakowało chęci, zadziorności. Rozczarowania może nie ma, bo graliśmy bez Kilińskiego i Maika, który pauzuje za kartki. Jechaliśmy tutaj z myślą żeby nie przegrać, bo najgorzej to przegrać mecz na inaugurację. Teraz szykujemy się na Trzebnicę u siebie – mówi trener Wojewódka.
Kolejne spotkanie Pogoń rozegra na własnym obiekcie. W najbliższą sobotę (26 marca) podejmować będzie Polonię Trzebnica, która wygrała dzisiaj z Twardym Świętoszów 2:0.